REKLAMA

Lekcja, której rynek krypto nigdy nie zapomni: Saga Mt. Gox

Historia Mt. Gox to opowieść o pionierskich czasach kryptowalut, która służy jako przestroga dla całego rynku. Niszowa platforma do wymiany kart kolekcjonerskich w błyskawicznym tempie stała się globalnym gigantem krypto, kontrolującym w szczytowym momencie ponad 70 proc. wszystkich transakcji bitcoinem. Jej spektakularny upadek w 2014 roku, owiany tajemnicą zniknięcia setek tysięcy monet, nie tylko wstrząsnął zaufaniem do cyfrowych aktywów, ale także zapoczątkował wieloletnią sagę prawną.

Jak upadł król Bitcoina?
REKLAMA

Giełda Mt. Gox została założona w 2010 roku. Jej nazwa pochodzi od pierwszych liter nazwy popularnej kolekcjonerskiej gry karcianej Magic: The Gathering. Platforma umożliwiała wymianę używanych w niej kart i dlatego „ox”, wzięło się od „Online eXchange”. Biznes nie był jednak wystarczająco opłacalny i dlatego założyciele postanowili niebawem przerzucić się na będącego jeszcze wtedy ciekawostką bitcoina. Cyfrowa waluta dała im rozgłos i płynące szeroką rzeką fundusze; przyniosła także rozczarowania i gromy ciskane przez użytkowników. Historia Mt. Gox to okresy powolnego wzrostu przeplatanego ze spektakularnymi upadkami. Ale dlaczego gigant musiał upaść?

REKLAMA

Zaczęło się od osiołka

6 września 2000 roku światło dzienne ujrzała pierwsza wersja eDonekey dla systemów Windows i Linux. Była to aplikacja, umożliwiająca współdzielenie plików przez sieć w ramach modelu peer-to-peer. Wcześniej, największym osiągnięciem w tej kwestii był Napster, stworzony m.in. przez Seana Parkera – tego samego który kilka lat później pomagał Markowi Zuckerbergowi w tworzeniu Facebooka.

eDonkey od Napstera różnił się głównie wsparciem dla „połączonego pobierania”, czyli ściągania części pliku od różnych peerów, podczas gdy wcześniej przebiegało to na linii 1 do 1. W praktyce oznaczało to, iż eDonkey pozwalał na „skompletowanie”  jednego pliku, poprzez ściągnie jego części od różnych nadawców. Większość użytkowników wykorzystała tę możliwość, jako świetne źródło nielegalnej muzyki i innych dóbr cyfrowych. Dlatego działaniu aplikacji postanowiło przyjrzeć się RIAA – zrzeszenie amerykańskich wydawców muzyki, czyli organizacja słynąca ze skrupulatnego dbania, o finanse artystów. Wniosła ona pozew sądowy przeciwko eDonkey, dotyczący łamania praw autorskich, który zakończył się ugodą. Program miał natychmiastowo zakończyć swoje działanie, a jego twórcy musieli przelać na konto organizacji 30 mln dolarów odszkodowania.

eDoney odszedł w zaświaty Internetu w 2006 roku, ale jego smutny koniec nie zniechęcił twórcy, Jeba McCaleba, do prowadzenia własnego biznesu. Jeszcze pod koniec tego samego roku w sieci pojawiła się owa, wspomniana we wstępie karciana giełda, jednak nie zdołała na dłużej przyciągnąć uwagi McCaleba, który odwrócił się od niej do innych projektów. 

Bitcoin wchodzi na scenę

Przełom dekad to czas, kiedy o bitcoinie powoli zaczynało robić się coraz głośniej. Po przeczytaniu jednego z artykułów na jego temat McCaleb zauważył, że wokół kryptowalut zaczyna powstawać scementowana społeczność sympatyków. Spostrzegł on także, że ci ludzie ci nie mają jeszcze miejsca o ugruntowanej pozycji, gdzie mogliby wymieniać się monetami i realnymi funduszami, po względnie stałym kursie. Postanowił, więc takie stworzyć. Zajęło mu to tydzień intensywnego programowania i już 18 lipca 2010 giełda do wymiany bitcoina pojawiła się w sieci. McCaleb użył dla niej krótkiego adresu mtgox.co . Giełda zaczęła działać na początku 2011 roku, ale ogrom obowiązków zaczynał powoli przerastać twórcę, który już w marcu tego samego roku sprzedał Mt. Gox Markowi Karpelesowi. McCaleb w swoim oświadczeniu podał, że widzi ogromną przyszłość przed bitcoinem, a giełda ma duży potencjał do rozwoju w przyszłości. Aby go nie zaprzepaścić podjął więc decyzję o jej sprzedaży komuś, kto pomoże jej wskoczyć na „wyższy poziom”.

Z Francji do Japonii

Człowiekiem tym okazał się być, francuski programista Mark Karpeles, który już wcześniej zasłynął ulepszeniem protokołu PHP, a także stworzeniem w Japonii firmy Tibanne, zajmującej się hostingiem internetowym. Tłumaczy to, dlaczego Mt. Gox aż do końca swojego istnienia obsługiwana była przez japońskie serwery.

Kłopoty z funkcjonowaniem giełdy towarzyszyły jej praktycznie od samego początku. Mimo, to aż do kwietnia 2013 roku Mt. Gox była największą platformą swojego typu, obsługując w szczytowym momencie nawet 70 proc. transakcji bitcoinem na świecie. Kłopoty pojawiły się już w trzy miesiące po objęciu sterów przez Karpelesa, kiedy 1 BTC wymieniany był na prawie 17 dolarów. Wtedy to kurs nagle zaczął lecieć na łeb, na szyję – w ciągu kilku minut spadł do mniej niż dolara! W tym momencie dostrzec można bardzo istotną różnicę pomiędzy bitcoinem, a konwencjonalnymi walutami. Mianowicie, gdyby takie spadki zaszły w świecie rzeczywistym, to giełda natychmiast zostałaby zamknięta. Mt. Gox funkcjonował jednak dalej bez przeszkód.

PayPal przeszkadza konkurencji?

Owego feralnego dnia miały miejsce transakcje na sumę 2 mln dolarów, podczas gdy przez wcześniejsze 6 miesięcy właściciela zmieniła równowartość jedynie 19 mln. Co stało za tak spektakularnymi spadkami? To PayPal, który zablokował możliwość dokonywania wpłat na konto Mt. Gox, przykręcając jednocześnie kurek najobfitszego źródła funduszy niezbędnych do rozwoju bitcoina. Nastąpiło zachwianie płynności i pierwsze poważne kłopoty wirtualnej waluty, które jednak zarazem przyczyniły się do wzmocnienia społecznej świadomości jej istnienia. Informacje o gigantycznych spadkach podała większość serwisów informacyjnych.

W powyższym przypadku wina zawirowań nie leżała bezpośrednio po stronie Mt. Gox, ale po stronie PayPala, który swój brak akceptacji dla wirtualnych walut postanowił wcielić w życie. Czy największa giełda na świecie nie mogła zawczasu dogadać się z właścicielami wirtualnej portmonetki? Tego nie wiadomo. Natomiast już kilka dni później wydarzyło się coś, czemu Karpeles i spółka zdecydowanie mogli zaradzić.

Po tym incydencie nastały względnie spokojne czasy dla Mt. Gox, a rok 2012 upłynął bez żadnych większych skandali, gdyż użytkownicy bitcoina przenieśli się z PayPala na konkurencyjne serwisy, np. Dwollę. Sytuacja zmieniła się dopiero w lutym 2013 roku, bo wtedy właśnie Dwolla wprowadziła nową politykę, która miała na celu uniemożliwienie prania brudnych pieniędzy. O takie praktyki posądzano wielu bitcoinowych klientów serwisu, którzy przeważnie posiadali również konta na Mt. Gox. Spowodowało to gigantyczne zamieszanie, a niektóre transakcje na linii Dwolla – Mt. Gox. po prostu gubiły się w systemie rozliczeń. Użytkownicy wpadali w furię, a przedstawiciele giełdy mimo, że zapewniali o ścisłej współpracy z Dwollą w kwestii ujarzmienia panującego chaosu, to oprócz wystosowania oświadczenia prasowego nic nie wskórali. Załagodzenie sytuacji pojawiło się dopiero po 3 miesiącach. Dopiero wtedy środki powróciły na konta prawowitych właścicieli, ale niesmak pozostał. W kilka miesięcy później, w maju 2013 roku, Dwolla zawiesiła oficjalnie świadczenie usług dla giełd bitcoina.

Przerwa w dostawie prą… giełdy

Kolejny, choć już mniejszy problem pojawił się w marcu. Wtedy to przez stosunkowo długi czas blockchain rozdzielił się na dwie części, uniemożliwiając poprawną autoryzację płatności. Mt. Gox zawiesiło wtedy działalność do czasu wykrycia błędu, jednak natychmiastowo poskutkowało to w spadku kursu – z 48 na 37 dolarów.

Od tego czasu w Mt. Gox zaczęło się dziać coraz gorzej. Wymiana bitcoinów została nagle, ni z tego, ni z owego zawieszona w nocy 11 na 12 kwietnia, dla jak to określił przedstawiciel giełdy: „ochłodzenia rynku”. Te kilka godzin sprawiły, że cena pojedynczego bitcoina spadła nagle z pułapu 100, do niewiele ponad 55 dolarów.

Pojawiły się wtedy głosy, że akcja mogła być zamierzony działaniem, dzięki któremu zaznajomieni z planami giełdy ludzie mogli się znacząco wzbogacić. Argument ten – mimo, że nigdy nie potwierdzony – może być wart rozważenia biorąc pod uwagę, że w tym okresie przez serwery Mt. Gox przepływało dziennie ok. 150 tys. bitcoinów, a liczba ta rosła dość stabilnie, nie było więc mowy o jakimś nagłym skoku. Podobne problemy pojawiały się wtedy jeszcze kilkukrotnie, a czas trwania przerw w świadczeniu usług wydłużał się nawet do całych dni. Stanowiło to jednak dopiero preludium dla najpoważniejszych kłopotów jakie miały się przydarzyć na początku 2014 roku.

Good bay karcianko…

W lutym zawieszenie działalności giełdy przedłużyło się do kilkunastu dni, po których Mt. Gox po prostu wyparował z sieci! Największa niegdyś giełda, a z pewnością najbardziej rozpoznawalna zniknęła bez żadnego ostrzeżenia wraz z kontami i funduszami swoich klientów. Teraz możemy już tylko przywoływać w pamięci wzburzenie jakie ogarnęło bitcoinową społeczność – ludzie zostali przecież okradzeni ze swoich oszczędności! Przyjrzyjmy się jednak rozwojowi wypadków na spokojnie.

Katastrofa Mt. Gox miała miejsce 25 lutego, natomiast 2 dni wcześniej z członkostwa w radzie bitcoin Foudation zrezygnował Mark Karpeles, co już samo w sobie było symptomem kryzysu giełdy i powolnego odcinania się jednej z głównych figur historii rozwoju cyberwalut.

W tym samym czasie do sieci wyciekł dokument sugerujący, że Karpeles przez cały okres zawiadywania Mt. Gox nie zauważył pewnego, dość istotnego szczegółu. Mianowicie braku 744 tys. BTC w systemie, który miał być wynikiem niewykrytego ataku hakerskiego.

Panika wdarła się w szeregi inwestorów mimo, że samo Mt. Gox nie potwierdziło autentyczności dokumentu. Wcześniejsze spadki kursu, teraz jeszcze trochę przyspieszyły, osiągając pułap poniżej 500 dolarów. Owo „trochę” bierze się stąd, że już wtedy Mt. Gox stanowiło tylko cień samej siebie z przeszłości, a wszyscy co bardziej zapobiegliwi inwestorzy przenieśli się w inne miejsca, nie chcąc ryzykować zupełniej nieprzewidywalności biznesu Karpelesa.

Kilka dni później Mt. Gox złożyło wniosek o upadłość do tokijskiego sądu, poparty zadłużeniem w wysokości 6,5 mld jenów, czyli prawie 64 mln dolarów. Tymczasem potwierdziły się podejrzenia o niewykrytej kradzieży bitcoinów z przeszłości. Według ówczesnego kursu, ich wartość miała sięgnąć aż 432 mln dolarów!

Bez komentarza

Pojawiły się różne teorie spiskowe. Jedna, mówiąca o jednorazowym włamaniu, inna o długotrwałym wysysaniu środków z wirtualnego skarbca giełdy. Sprawie nie pomagała postawa przedstawicieli Mt. Gox., którzy byli nieuchwytni dla przedstawicieli prasy, a jeśli już jakiegoś udało się złapać, zachowywał się on jakby nabrał wody w usta.

Sfrustrowani użytkownicy posunęli się nawet do zhakowania bloga Karpelesa i jego konta na Reddit’cie. Za ich pomocą opublikowali materiały mające świadczyć o nielegalnej działalności Mt. Gox., jednak z dogłębnej analizy bilansów rachunkowych wyszło, że powodem kłopotów mogła być po prostu nieporadna księgowość i błędy w zarządzaniu.

Sami przedstawiciele Mt. Gox tłumaczyli później, że bankructwo jakie dotknęło ich giełdę, było zupełnie niezależnie od nich, a wynikało z… błędu w protokole bitcoina. Najlepiej wyjaśnia to fragment artykułu na  Zaufana trzecia strona:

Transakcja BTC jest podpisywana, ale podpis nie obejmuje wszystkich jej elementów. Jeśli atakujący, korzystający ze zmodyfikowanego klienta, znajdujący się w odpowiednim miejscu sieci, zauważy nową transakcję i bardzo szybko ją zmodyfikuje i wstrzyknie zmodyfikowaną wersję do sieci, to jego „wersja” transakcji może zostać uznana za właściwą. W ten sposób może dojść do transferu środków, podczas kiedy pozornie transakcja będzie wyglądać na nieudaną i atakujący może prosić o ponowne przesłanie BTC (lub system – jeśli jest tak skonfigurowany – może automatycznie powtórzyć transfer).

Mimo, że jest możliwe, a nawet empirycznie potwierdzone, to obserwacje nie wskazują, aby skala błędu tłumaczyła straty Mt. Gox.

REKLAMA

Prawna i finansowa batalia

Historia giełdy Mt. Gox przekształciła się w wieloletnią batalię prawną i finansową, której finał wciąż pozostaje niepewny. W 2019 roku aresztowano, a później skazono Marka Karpelesa za fałszowanie danych. Został on jednak uniewinniony od poważniejszych zarzutów defraudacji. Prawdziwy przełom nastąpił w 2021 roku, kiedy wierzyciele przytłaczającą większością głosów zatwierdzili plan rehabilitacji cywilnej, otwierając drogę do odzyskania części z utraconych środków, których wartość szacuje się na miliardy dolarów. Mimo że syndyk masy upadłościowej zabezpieczył około 142 tys. bitcoinów, proces wypłat cały czas się opóźniał. Ostateczny termin finalizacji spłat, pierwotnie wyznaczony na październik 2023 roku, został przesunięty o kolejny rok, na 31 października 2024 roku, pozostawiając tysiące poszkodowanych inwestorów w stanie dalszego oczekiwania na sprawiedliwość po jednej z największych katastrof w historii kryptowalut.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA